Zapraszam do długiej, ale niezwykle ciekawej lektury!
Autor tekstu:
Maksymilian Skrzypczak
Studiuje Międzynarodowe Stosunki Gospodarcze na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Zajął 57. pozycję w Polsce w prestiżowej olimpiadzie ekonomicznej OWE. Twórca opublikowanych przez Strategy&Future prac „Stare, dobre, a zapomniane zasady geoekonomii” oraz „Decoupling Polska-Niemcy”. Jeden z liderów projektu społecznego Postaw na Przedsiębiorczość.
link do strony: https://m.facebook.com/PostawNaPrzedsiebiorczosc/
Asy w domku z kart
– trudna natura amerykańskich lewarów
W drugiej połowie XX wieku Stany Zjednoczonestworzyły globalny ład międzynarodowy, jako hegemon trzymając w rękach jego instytucje. Pozwoliły innym krajom, akceptującym określone normy, na bogacenie się w jego ramach. Dbały o wolność handlu międzynarodowego, otwartość szlaków handlowych i stopniową liberalizację finansową w ramach systemu z amerykańskimi instytucjami i dolarem jako walutą rozliczeniową. W tych okolicznościach, od czasów prorynkowych reform Deng Xiaopinga z lat 70., szybko wzrastała potęga produkcyjna i handlowa Chin. Dzięki wykorzystaniu ogromnego rynku wewnętrznego, infrastruktury, narzędzi protekcjonistycznych i innych swoich zasobów oraz polityk, w przeciągu 50 lat Państwo Środka notowało średnioroczne tempo wzrostu PKB na poziomie 10%. W 2014 roku przeskoczyło USA pod względem wielkości gospodarki w ujęciu parytetu siły nabywczej (PPP), choć dochód na mieszkańca jest tam niższy niż w Polsce. Wielkość populacji powoduje, że wraz z bogaceniem się społeczeństwa, Chiny osiągną olbrzymią przewagę nad Amerykanami. Stany Zjednoczone, chcąc utrzymać swój status mocarstwa dominującego, muszą wykoleić wzrost gospodarczy Chin. Sęk w tym, że aby to zrobić, będą zmuszone podważyć system międzynarodowy i zasady, które sami stworzyli. Niesie to za sobą poważne ryzyko – a same instrumenty nacisku (lewary) w rękach Amerykanów charakteryzują się bardzo trudną i przewrotną naturą…
Istota potęgi Amerykańskiej
Istotą potęgi Stanów Zjednoczonych jest oparcie systemu międzynarodowego na mechanizmach i instytucjach kontrolowanych (pośrednio lub bezpośrednio) przez Waszyngton. Taki stan rzeczy daje ogromną przewagę, jaką jest możliwość egzekwowania własnej woli politycznej przy użyciu ogólnie przyjętych na świecie instrumentów. Dziś, w obliczu rywalizacji z Chinami, daje to Amerykanom potężną broń, przy użyciu której mogą uderzyć w chińską gospodarkę lub zmusić inne kraje do obrania kursu kolizyjnego z Pekinem.
Oto, jak liberalna hegemonia USA przekłada się na instrumenty nacisku w zakresie ekonomicznym:
- USA są emitentem dolara, stanowiącego 60-65% rezerw walutowych w globalnej gospodarce. Kontrolują system CHIPS (Clearing House Interbank Payments System), czyli instytucję odpowiedzialną za rozliczanie 95% transakcji dolarowych, będącą de facto monopolistą. Banki używające tego systemu posiadają konta w New York Federal Reserve Bank, a ostateczne rozliczenia są wykonywane właśnie tam.
- Woli amerykańskiej podlega SWIFT, system przepływu danych między bankami na świecie. Jego brak stanowiłby ogromne utrudnienie w handlu międzynarodowym i globalnych przepływach finansowych.
- Amerykańskie banki posiadają światową supremację. W 2018 roku kontrolowały one 62% prowizji światowych transakcji bankowych, w tym 60% transferów gotówkowych oraz 70% fuzji. Choć pod kątem produkcji i handlu Stany nie są już synonimem doskonałości, to ich dominacja w zakresie finansowym zdaje się być niepodważalna.
- Z trzech powyższych przewag wynika możliwość nakładania destrukcyjnych sankcji na wybrane kraje, podmioty i osoby, jako że banki USA, system CHIPS oraz każda przepływająca przez nie transakcja podlegają pod legislację amerykańską. Najsurowsze sankcje oznaczają odcięcie od transakcji dolarowych, zakaz utrzymywania kontaktów biznesowych z podmiotami powiązanymi z USA, zamrożenie kapitałów i poważne utrudnienia w międzynarodowych podróżach. Kary za ich złamanie mogą sięgać miliona dolarów grzywny lub do 12 lat pozbawienia wolności.
Gdy podsiano deal nuklearny z Teheranem w 2015 roku i zniesiono sankcje, w kolejnym roku Iran zanotował imponujący wzrost gospodarczy rzędu 13,5%. Po ponownym ich nałożeniu przed administrację Donalda Trumpa, PKB tego kraju spadło o 5,4% w roku 2018 i 7,6% w 2019.
Chińska firma ZTE oraz francuski bank BNP Paribas, oskarżone o handel z Iranem, musiały zgodzić się na zakończenie niepożądanej działalności i zapłatę odpowiednio 1,19 mld oraz 8,9 mld dolarów kary.Sankcje odstraszyły kraje Unii Europejskiej od wymiany z Persami przy użyciu alternatywnego, specjalnie stworzonego do tego celu systemu Instax. Belgijski SWIFT został pod groźbą sankcji zmuszony do odcięcia gospodarki irańskiej pierwszy raz w 2012roku oraz ponownie po odejściu USA od dealu w 2018 roku, choć Amerykanie jako jedyni (całkowicie w kontrze do krajów europejskich) popierali takie rozwiązanie.
Poza karaniem krajów i organizacji, USA jest w stanie skutecznie zagrażać konkretnym osobom. Wzięcie na celownik grupy rosyjskich polityków i oligarchów związanych z działalnością przeciwko Ukrainie, niczym jednym cięciem finansowych nożyc odcięło sporą część elit biznesowych Rosji od światowego kapitalizmu.
- Marynarka wojenna USA kontroluje morskie szlaki handlowe, zapewniając wolność przepływów strategicznych, jest zatem w stanie zagrozić zablokowaniem transportu towarów pomiędzy wybranymi krajami. 90% handlu międzynarodowego płynie przez morza i oceany.
- Dostęp do rynku amerykańskiego jest kluczowy dla gospodarek innych ważnych graczy. Niemcy wysyłają tam ok. 4% swojego PKB, a Stany Zjednoczone są ich największym partnerem eksportowym. Podobną wartość w stosunku do swojej gospodarki notuje Wielka Brytania, z kolei dla Francji jest to 2,5% PKB. Na Pacyfiku, eksport do USA stanowi ponad 8% PKB Tajwanu, 7,5% Singapuru, 6,5% Malezji, 4,8% Korei Południowej, 4,5% Filipin i 3,5% Japonii. Chiny 23% swojego eksportu wysyłają do krajów NAFTA, w tym ponad 19% do USA, co stanowi odpowiednio 4,6% i 3,8% ich PKB. Najbardziej zależne do powiązań z USA są Kanada (23% PKB) i Meksyk (30% PKB), co w chwili próby zmusza je do stanięcia po stronie amerykańskiej. Choć deficyt handlowy jest najczęściej przedstawiany negatywnie, to w istocie stanowi ważny lewar. Waszyngton może bowiem wymagać określonych kroków od sojuszników w zamian za przywilej zarabiania na swojej gospodarce importowej.
- Stany Zjednoczone posiadają największy dług publiczny na świecie. To z jednej strony problem dla Waszyngtonu, z drugiej – możliwość zagrożenia brakiem spłaty zobowiązań. Zagraniczne pomioty posiadają bony skarbowe US o łącznej wartości 6,13 tryliardów dolarów, z czego 1,1 tryliarda przypada na inwestorów z Chin. W tym roku, wśród elit amerykańskich pojawił się pomysł jednostronnego anulowania długu wobec chińskich wierzycieli, jakorekompensata za szkody wywołane przez wirus COVID-19.
Problemy z lewarami USA
Jaki jest tak naprawdę problem z przewagami, jakie posiada Waszyngton? Wymienione instrumenty są potężne i stanowią najsilniejszą kartę w rywalizacji z Chinami. Jednak ich użycie byłoby jednocześnie podkopywaniem obecnego ładu międzynarodowego. Dlaczego? Bo ile USA postrzegają status quo za zagrożenie ze względu na kontynuacje wzrostu Chin, to wiele krajów ma inną perspektywę.
Unia Europejska, a zwłaszcza Niemcy, korzysta na wymianie z Państwem Środka – dla Berlina to najważniejszy partner handlowy, odpowiadający za 7,2% eksportu (ponad 3% PKB) oraz 8% importu. Warto zauważyć, że import półproduktów pełni rolę służebną wobec przemysłu niemieckiego, więc handel z Chinami jest dla niego podwójnie korzystny. Wśród sojuszników USA na Pacyfiku (poza Taiwanem, który jest wyjątkowym przypadkiem), udział eksportu do Chin w PKB wacha się od 2% dla Brunei, do 10% dla Korei. Handel z USA stanowi większy udział w eksporcie od handlu z Chinami tylko dla Filipin. Dla Brunei i Australii jest to poniżej 1% PKB. Od strony importu Stany Zjednoczone przegrywają jeszcze znaczniej - Chiny mają ponad 20% udziałów w imporcie dla Japonii, Korei, Malezji, Indonezji, Australii, Brunei i Filipin. Najmniejszy udział w regionie ma Singapur, choć wciąż jest to spore 14,5%.USA odpowiada za między 5,5% a 12% wartości importu sowich sojuszników na zachodnim Pacyfiku – istna przepaść. Pamiętajmy też, że Chiny są ponad czterokrotnie większym rynkiem pod względem populacji, a w przeciwieństwie do zanikającej klasy średniej w Stanach, chińskie społeczeństwo staje się coraz zamożniejsze, a rynek bardziej chłonny.
Jakby tego było mało, niektórzy sojusznicy Amerykanów są znacznie uzależnieni od handlu międzynarodowego w ogóle, nie tylko od kontaktów z Chinami. Dla Niemiec eksport to ok. 45% PKB, dla Korei 40%, dla Australii, Filipin, Francji, UK – ok. 30%, a dla Malezji – niecałe 70%. Podważanie globalizacji handlu i przepływów finansowych, to niebezpieczeństwo dla gospodarek eksportowych. Z tego powodu wiele państw czuje się zagrożona i niechętnie patrzy na amerykańskie poczynania, bo w ich interesie jest wolność handlu światowego.
Memorandum Crowea i utrata dominacji
Jeżeli Stany Zjednoczone posuną się zbyt daleko, to inni gracze, dotychczas sprzyjający Waszyngtonowi, mogą zacząć balansować przeciwko niemu i dążyć do obalenia pozycji hegemona. Przed podobnym mechanizmem ostrzegał w 1907 roku królową brytyjską urzędnik Eyre Crowe, twórca raportu znanego dzisiaj jako „memorandum Crowea”. Na początku XX wieku, dotychczas dominująca na świecie potęga morska Wielkiej Brytanii zaczęła czuć coraz większe zagrożenie dla swoich wpływów. Na bazie stworzonej przez Anglosasów pierwszej fali globalizacji, w kontynentalnej Europie od II połowy XIX stulecia rosła potęga Cesarstwa Niemieckiego. W chwili ujawnienia memorandum, Niemcy byli już równorzędnym konkurentem handlowym Wielkiej Brytanii na jej rynkach zbytu, posiadali coraz silniejszą armię lądową i planowali stać się mocarstwem morskim. Uruchomiło to mechanizm „pułapki Tukidydesa”, procesu powtarzającego się przez historię, w którym dominujące mocarstwo w obawie przed prześcignięciem przez słabszą, ale szybko rosnącą potęgę, decyduje się na konfrontację, póki jeszcze posiada przewagę. Wg badań na Harvardzie prowadzonych przez Grahama Alisona, 12 z 16 takich sytuacji kończyło się w historii wojną. Crowe z kolei przestrzegał w swoim memorandum, że Wielka Brytania powinna dalej pilnować liberalnego porządku międzynarodowego, bo to sprzyja poszerzaniu jej wpływów ekonomicznych, jako uprzemysłowionej potędze handlowej. Jeśli zaś chciałaby zmienić status quo i zaczęła używać siły (nie tylko militarnej) do egzekwowania wyłącznie swoich interesów, blokując przepływy strategiczne, pojawią się koalicje dążące do obalenia jej z pozycji dominującego mocarstwa.
W przypadku Stanów Zjednoczonych, może to oznaczać formowanie się regionalnych organizmów gospodarczych, uniezależniających się od wpływów USA. Znakomitym przykładem takiej praktyki byłaby konsolidacja Unii Europejskiej pod przewodnictwem Niemiec, stworzenie własnych systemów clearingu, przypuszczalnie przejście na rozliczanie z Chinami w Euro lub Yuanie. Do tego współpraca w zakresie stworzenia lądowych połączeń infrastrukturalnych między Chinami a Unią, aby uniemożliwić blokowanie przepływu towarów przez US Navy.
Użycie elementów ładu światowego do realizacji własnej polityki mocarstwowej to problem nie tylko dla partnerów handlowych Chin czy gospodarek eksportowych. To także zagrożenie dla inwestorów, rynków finansowych, osłabienie zaufania do dolara i instytucji międzynarodowych. Te czynniki również będą sprzyjały zwijaniu się wpływów amerykańskich, ze względu na zagrożenie dla interesów poszczególnych państw i ich podmiotów prywatnych – nawet, jeśli rywalizacja chińsko-amerykańska nie dotyka ich bezpośrednio.
Oto właśnie paradoksalność potęgi, jaką dysponuje Waszyngton. Jest w stanie surowo egzekwować swoją wolę dzięki silnym narzędziom, jednak ich użycie może prowadzić do utraty dominacji i w konsekwencji także do utraty swoich lewarów. To pokazuje, że o ile Stany Zjednoczone wciąż są w stanie pokonać Chiny w rywalizacji o pozycję najsilniejszego państwa, to jednoczesne zachowanie korzystnego ładu paxAmericana z USA jako liderem będzie zadaniem niesłychanie trudnym, o ile w ogóle wykonalnym. Bardziej prawdopodobna jest transformacja świata w kierunku ładu wielobiegunowego, z wieloma regionalnymi ośrodkami siły zamiast jednego hegemona, czyli tzw. „koncert mocarstw”. W takiej sytuacji Amerykanie wciąż mogą być najsilniejsi, jednak już nie będą w stanie narzucać innym graczom swoich zasad i ustawiać świata pod swoją modłę, jak to robiły od końca II Wojny Światowej.
Koncert mocarstw a sytuacja USA
Powyższy scenariusz koncertu mocarstw byłby w istocie wielkim problemem dla Stanów Zjednoczonych. Po pierwsze, oznacza stopniową utratę lewarów i możliwości wpływania na inne państwa. Składa się na to kilka czynników:
- Odchodzenie od dolara jako waluty rezerwowej i wykształcanie własnych, przypuszczalnie regionalnych systemów rozliczeniowych (np. w skali europejskiej czy zachodniopacyficznej).
- Naturalny dla świata wielobiegunowego wzrost protekcjonizmu, także w wymiarze finansowym, ograniczający światową dominację amerykańskich banków. Ponadto, załamanie globalnego handlu wtórnie zmniejszy znaczenie dolara jako waluty rozliczeniowej.
- Wynikający ze słabnięcia dolara oraz kontroli nad globalnym krwioobiegiem finansowym spadek skuteczności sankcji USA, głównego narzędzia egzekwowania woli politycznej.
- Deglobalizacja handlu, napięcia polityczne oraz możliwe problemy gospodarki amerykańskiej, będą prowadziły do zmniejszania importu z krajów sojuszniczych. Osłabnie zatem lewar handlowy Waszyngtonu.
- Stopniowa utrata kontroli nad szlakami handlowymi. Koncert mocarstw wyłania potęgi regionalne, dążące do rozwinięcia potencjałów militarnych, również morskich. Możliwa stanie się próba dorównania dyslokowanym w regionie siłom amerykańskim i zakwestionowanie ich kontroli nad wodnymi przepływami strategicznymi. Dotyczyć to będzie z pewnością Chin i Iranu, przypuszczalnie Indii, które już teraz rozbudowują flotę, możliwe, że Indonezji, wyrastającej na mocarstwo demograficzne i gospodarcze, w przyszłości zapewne militarne. Niewykluczone, że także Unia Europejska za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat pokusi się o zmniejszenie zależności od USA w tym zakresie. Do tego można dodać (mniej znaczące) osłabienie przewagi nuklearnej USA, ponieważ koncert mocarstw i idące za nim napięcia będą sprzyjały proliferacji broni jądrowej.
- Upadek hegemonii amerykańskiej ograniczy także oddziaływanie soft power USA, umacniające ich wpływy w świecie zachodnim. Zwinięcie ładu światowego oraz zwrot ku power politics będzie ostatecznym gwoździem do trumny atrakcyjności Ameryki jako „światowego żandarma”, silnego, moralnego państwa, niosącego stabilność i dobrobyt. Koncert mocarstw ponadto ogólnie zmniejszy znaczenie siły miękkiej, nie tylko tej amerykańskiej - jako że część krajów będzie walczyło o przetrwanie, priorytetem ponownie staną się bezpieczeństwo i gospodarka.
Ograniczy to obecne, nadzwyczajne możliwości wpływu na inne kraje przez rząd federalny USA. Po drugie, koncert mocarstw oznacza następujące problemy wewnętrzne Stanów Zjednoczonych:
- Dług publiczny stanie się poważnym wyzwaniem dla obecnego hegemona. Bez posiadania waluty rezerwowej, dodruk pieniądza w celu pokrycia deficytu budżetowego oznaczać będzie wzrost inflacji, ponieważ emitowane środki pozostaną w obrocie wewnątrz Ameryki, zamiast rozchodzić się po całym świecie. To właśnie przywilej dodruku pozwala USA na posiadanie ogromnego długu publicznego w wysokości około 21 tryliardów dolarów, czyli ok. 106% PKB. W normalnych warunkach taki poziom jest sporym obciążeniem dla gospodarki i budżetu, znacznie powyżej bezpiecznego pułapu dla dużych krajów rozwiniętych, szacowanego na poziomie 80-90% PKB. Istnieje możliwość, na co zwraca uwagę kilku komentatorów, że USA pokuszą się o ogłoszenie bankructwa i odmowę spłaty długów w ogóle. Aktualne pozostaje pytanie, które postawił kiedyś Krzysztof Wojczal: „jak egzekwuje się dług od najsilniejszej armii świata?” Nie można tego wykluczyć, natomiast byłby to raczej krok podjęty w ostateczności, choćby dlatego że uderzyłby w wiarygodność Stanów na rynkach finansowych, a rząd który odmówiłby spłaty zobowiązań prawdopodobnie by upadł.
- Struktura budżetu również stanie pod znakiem zapytania, jako że zwiększą się odsetki od długu. W obecnej chwili pochłaniają one aż 10% budżetu federalnego. Już teraz wydawanie jednej dziesiątej budżetu na samą obsługę długu znacznie krępuje ręce amerykańskim elitom. Będzie to musiało prowadzić w przyszłości do znaczącego ograniczania wydatków, dalszego zadłużania lub wzrostu opodatkowania. Jakby tego było mało, upadek dolara i problemy gospodarczo-finansowe przełożą się na spadek atrakcyjności obligacji amerykańskich, co wtórnie podkopie zdolność do rolowania długu.
- Deindustrializacja Ameryki i oddanie produkcji krajom rozwijającym się, w tym Chinom, przyczyniła się do pauperyzacji klasy robotniczej oraz odebrała USA to, na czym zbudowało ono swoją potęgę – przemysł przetwórczy. Stany są po Chinach drugim największym producentem przemysłowym na świecie i drugim eksporterem dóbr. Mimo to, przetwórstwo stanowi 11% PKB USA, czyli nisko na tle innych krajów rozwiniętych. Offshoring i gospodarka oparta o usługi zepchnęły znaczną część klasy robotniczej do słabo płatnych zawodów. Na globalizacji produkcji zyskały amerykańskie koncerny, kraje rozwijające się oraz tzw. „cały świat” – straciła natomiast amerykańska klasa średnia, będąca jeszcze w XX wieku wizytówką Stanów Zjednoczonych. Prymat usług wyrósł na bazie globalizacji, nie wiadomo natomiast, czy taki – już obecnie wątpliwy co do efektów – model rozwoju będzie możliwy do utrzymania w obliczu załamania handlu światowego. Eksport USA odpowiada za zaledwie 12% PKB, czyli najmniej zarówno wśród wszystkich dużych jak i bogatych gospodarek. Jednak nawet wewnętrzna struktura gospodarcza jest uzależniona od globalnych rynków finansowych i powiązań z zagranicą, zatem wobec deglobalizacji realia społeczno-ekonomiczne w Stanach Zjednoczonych staną pod znakiem zapytania.
Reformy
Aby sprostać powyższym wyzwaniom, Stany Zjednoczone będą zmuszone przeprowadzić szereg odważnych i trudnych reform. Redukcja długu publicznego wymaga cięć fiskalnych, podczas gdy rywalizacja z Chinami wymusza na Amerykanach poniesienie kosztów związanych z modernizacją technologiczną, wyścigiem zbrojeń oraz operacjami dyplomatycznymi na całym świecie. Ponadto, wewnątrz USA pojawiają się tendencje prosocjalne, podnoszące potrzebę transformacji w kierunku modelu państwa opiekuńczego, z szeroko zakrojonymi programami pomocowymi oraz państwową, bezpłatną służbą zdrowia – nasilają się one zwłaszcza wobec obecnego kryzysu zdrowotnego i gospodarczego. O ile cięcia budżetowe można znaleźć, choćby w redukcji kosztów spełniania zobowiązań wobec NATO (mówimy wszak o scenariuszu upadku amerykańskiego prymatu i szerokiego systemu sojuszy), to należy liczyć się z tym, że suma wydatków będzie rosła, nie malała.
Pod tym względem Stany Zjednoczone posiadają ukrytą mocną kartę. Ich gospodarka jest stosunkowo nisko opodatkowana, zatem mają pole do zwiększenia dochodów budżetowych. Wpływy z podatków stanowią 24% wartości PKB, czyli mało w zestawieniu z innymi krajami rozwiniętymi. Dla porównania Wielka Brytania notuje 34%, Japonia 36%, a Niemcy 44%. Zwiększenie opodatkowania gospodarki amerykańskiej do 29% wartości PKB w 2019 roku dałoby rządowi federalnemu dodatkowy przychód rzędu 1 tryliarda dolarów, pokrywając z nadwyżką wartość deficytu budżetowego.
Problematyczne w tym kontekście są konsekwencje zwiększenia opodatkowania dla tempa wzrostu gospodarczego, któremu sprzyjają niskie obciążenia fiskalne. Na szczęście nie jest to jedyny czynnik decydujący o dynamice PKB, w związku z czym USA mogą skompensować wady takiego rozwiązania dzięki wdrożeniu innych prorozwojowych reform, jak na przykład deregulacja wybranych branż.
Trudna walka o utrzymanie dominacji
Najważniejsze pytanie, które muszą zadać sobie elity waszyngtońskie, to czy chcą pokonać Chiny przy jednoczesnym utrzymaniu swojego prymatu, czy wolą pogodzić się z utratą hegemonii i już bez skrępowania użyć twardych instrumentów nacisku.
Utrzymanie ładu pax americana przy jednoczesnym pokonaniu Chin jest zadaniem najtrudniejszym – to trochę jak zjeść ciastko i mieć ciastko. Wciąż istnieje pole manewru, wymaga ono jednak chirurgicznej precyzji. Kluczem będzie przeciwdziałanie mechanizmowi memorandum Crowe’a, czyli zabezpieczenie, żeby uderzanie w ChRL nie doprowadziło do buntu najważniejszych sojuszników USA i erozji ładu międzynarodowego. W tym miejscu strategia amerykańska powinna zawierać dwa elementy:
- Po pierwsze, zaoferowanie sojusznikom alternatywy dla powiązań z Chinami i kompensacji kosztów związanych z odcinaniem wpływów Pekinu.
Wspomniana struktura handlu światowego, w której Chiny są kluczowym partnerem handlowym dla Europy Zachodniej i krajów na Pacyfiku, musi zostać zmieniona. USA powinny zadbać o stworzenie nowych rynków zbytu dla sojuszników, najlepiej we współpracy z najbardziej zaangażowanymi po stronie amerykańskiej graczami (Japonią, Koreą, Australią, UK i Kanadą). W tym kontekście zdecydowanym błędem było wycofanie się przed Donalda Trumpa z porozumienia TTP (Trans-Pacific Partnership), ułatwiającego handel i inwestycje między krajami zachodniego Pacyfiku, z udziałem USA i bez Chin. Inicjatywa Baracka Obamy miała charakter przede wszystkim geopolityczny, balansując wpływy chińskie. Z kolei zamiennikiem dla TTP mogą być ogłoszone projekty sojuszu „Five Eyes” (porozumienia USA, Kanady, UK, Japonii i Australii) oraz „EconomicProsperity Network”. Do tej pory jednak są bardziej na etapie ogólnych deklaracji, niż konkretnych zapowiedzi czy realizacji w praktyce.
Poza kwestią handlu, Stany Zjednoczone muszą zadbać o dostarczenie sojusznikom technologii i inwestycji, którymi obecnie Chiny budują swoją pozycję. Równolegle do blokowania 5G, należy dostarczyć własną ofertę technologiczną – będzie wiązało się to m.in. ze zwiększeniem wydatków na badania i rozwój.Jednocześnie z blokowaniem Nowego Jedwabnego Szlaku, USA powinny stworzyć atrakcyjny zamiennik, konkurujący o względy państw uzależnionych od inwestycji chińskich. Przyda się tutaj współpraca z Japonią, która już teraz inwestuje w infrastrukturę krajów trzeciego świata, aby zmniejszyć atrakcyjność inicjatyw Pekinu.
- Po drugie, uniknięcie mechanizmu Crowe’a wymaga rezygnacji ze stosowania twardych lewarów przeciwko sojusznikom. Bezpośrednie konflikty polityczne i ekonomiczne z Waszyngtonem będą trudniejsze do zaakceptowania (chociażby dla Unii Europejskiej), niżpośrednie koszty wynikające z ograniczania wpływów Chin na Starym Kontynencie.
Do tej pory Trump zdecydował m.in. o nałożeniu ceł na produkty z UE (chociażby żywność, miedź i stal), a także wycofanie części żołnierzy z Niemiec. Już teraz słychać w Europie głosy o konieczności budowy suwerenności Unii Europejskiej i zmniejszenia zależności od USA. Jeśli Stany Zjednoczone nie zejdą z kursu, który obrały, ryzykują utratą części wpływów w Europie. Dlatego Amerykanie powinni raczej kusić ją marchewką, niż zmuszać do posłuszeństwa kijem – a sankcje i cła zarezerwować dla Państwa Środka.
Zatem jeśli Waszyngton decyduje się utrzymać swoją hegemonię, powinien zrekompensować sojusznikom odcinanie wpływów Pekinu, przy jednoczesnym braniu na celownik swoich lewarów wyłącznie chińskich podmiotów. Będzie to zadaniem trudnym i rozciągającym siły amerykańskie. Warto zaznaczyć, że nie jest to kompletna strategia rywalizacyjna, a jedynie podstawa do zapobiegnięcia upadkowi ładu amerykańskiego. Samo zwycięstwo w II Zimnej Wojnie wymaga o wiele większego wysiłku, który jest materiałem na inny artykuł.
Primus inter pares
Drugą opcją jest uznanie pokonania Chin za cel nadrzędny i poświęcenie dla niego swojego ładu hegemonicznego. USA mogą zastosować twarde lewary, mocno osłabiając Chiny i pieczętując transformację świata ku koncertowi mocarstw. W ten sposób Stany Zjednoczone z jednej strony boleśnie uderzą w Pekin i prawdopodobnie wejdą w nowy, wielobiegunowy porządek globalny jako najsilniejsze mocarstwo. Z drugiej strony, będą już pozbawione kontroli nad światem i przywilejów z tym związanych. Wiąże się to z poważnymi problemami wewnętrznymi oraz chaosem i utratą punktu zaczepienia w stosunkach z zagranicą.
Polityka amerykańska prawdopodobnie zwróci się do wewnątrz, walcząc z zadłużeniem, załamaniem struktury gospodarczej i wszystkimi tego konsekwencjami. Nie wiadomo także, do jakiego stopnia Chiny zostaną dotknięte i po jakim czasie zaczną się podnosić – pytanie, czy Ameryka, już nie jako hegemon, tylko zwykły silny kraj, będzie w stanie utrzymać przewagę nad czterokrotnie większą populacją, zamkniętą w lądzie Azji i z daleka od (szybko kurczących się w tym scenariuszu) morskich wpływów USA.
Przy wyborze tego wariantu, ostrożność i kolejność wykonywania działań schodzą na dalszy plan – zaczyna się pełna gra o sumie zerowej między potęgą USA a Chinami, w której wywołanie strat u przeciwnika jest tak samo ważne, jak własne korzyści. Możliwe działania to odcięcie Chin od systemu SWIFT, jednostronne anulowanie długu, sankcje dolarowe na najważniejsze firmy chińskie (obłożenie sankcjami całej gospodarki Chin może być niewykonalne ze względu na obustronne zależności), możliwe sankcje personalne na członków Komunistycznej Partii Chin, odcięcie dostępu wielu chińskim produktom i usługom do rynku USA. W zakresie działań pośrednich leży presja handlowa i finansowa na Europę i kraje Pacyfiku do stopniowego nakładania ceł na chiński eksport oraz blokowanie inwestycji i technologii z Państwa Środka.Ostatecznością może być fizyczna blokada handlowa Chin przy użyciu marynarki wojennej, jednak byłby to krok prawdopodobnie eskalujący w kierunku wojny – niewykluczone natomiast jest zablokowanie Zatoki Perskiej i eksportu ropy do Chin.
Powyższy, bardzo eskalacyjny i turbulentny scenariusz jest łatwiejszy do szybkiej realizacji, w przeciwieństwie do rozłożonego w czasie, łagodniejszego zabiegania o względy sojuszników. Powstaje pytanie, czy Stany nie obudziły się za późno, aby pozwolić sobie na zwłokę? Każdy dzień bogacenia się w obecnym ładzie międzynarodowym to kolejne małe zwycięstwo dla Xi Jinpinga.
Istnieją działania, które Stany Zjednoczone powinny podjąć niezależnie od obranej przez siebie drogi. Już dziś, stopniowo uniezależniają własne firmy od chińskiego podwykonawstwa, aby uderzanie w Chiny nie odbiło się negatywnie na amerykańskiej gospodarce.Przydałoby się przygotowanie odpowiednich reform, żeby z jednej strony zwiększyć własny potencjał, z drugiej – mieć miękkie lądowanie w razie upadku dolara. Dofinansowanie badań, przenoszenie łańcucha dostaw z Chin i zmiany w systemie fiskalnym są potrzebne zarówno w ramach pax americana, jak i w scenariuszu jego erozji.
Pesymistyczny wniosek końcowy
Stany Zjednoczone czeka wyzwanie poważniejsze od konfrontacji z Niemcami i Japonią podczas II Wojny Światowej, wyzwanie poważniejsze od rywalizacji ze Związkiem Sowieckim podczas pierwszej Zimnej Wojny. Czy czeka nas pax sinnica? Albo, co bardziej prawdopodobne, powrót do koncertu mocarstw, polityki siły i balansowania, niczym na przełomie XIX i XXwieku? Może, jak twierdzi George Friedman, obecna sytuacja to tylko „burza przed ciszą”, chwilowy kryzys, a XXI wiek również będzie wiekiem Amerykanów? Cóż, choć wciąż są najsilniejsi, to istota ich potęgi powoduje, że sama dla siebie może być zabójcza.Najważniejszym wnioskiem z powyższych rozważań jest pesymistyczna z perspektywy Waszyngtonu (i krajów korzystających na jego prymacie – np. Polski) refleksja, że o ile Amerykanie rywalizację z Chinami wciąż mogą wygrać, to równoległe do tego utrzymanie swojego ładu hegemonicznego, instytucji i wpływów, jest mało prawdopodobne